niedziela, 2 października 2016

Ch...owa Pani Domu Magdalena Kostyszyn




„Tytułową” panią domu jestem, odkąd pamiętam.  Niejednokrotnie podejmowałam najróżniejsze działania by zmienić ten stan, zdobyć uznanie męża, teściowej i kogo tam jeszcze, dać dobry przykład córce…. Jakoś się nie udawało. Żyłam więc sobie ch…owo, podgryzana od czasu do czasu przez wyrzuty sumienia, które gdzieś tam po cichutku szeptały że moje chwile radości i zadowolenia z siebie są zupełnie nie na miejscu i powinnam lepiej się starać.  Lepiej wyglądać, lepiej zarabiać, lepiej gotować, lepiej….
„Tylko po co?” – mogłaby spytać Autorka. I muszę powiedzieć, że po lekturze antyporadnika zupełnie się z Nią zgadzam. Całkiem świadomie postanawiam utrzymać status „ch…owej” po kres moich dni, goniąc gdzie pieprz rośnie wszystkie wyrzuty sumienia. Bo „ch…owo” od teraz znaczy dla mnie  „normalnie”. I nie chodzi o odpuszczanie sobie czy rezygnację z czegokolwiek! Wręcz przeciwnie, chodzi o to żeby robić wszystko na co ma się ochotę. Po swojemu, bez porównywania się z innymi.
To właśnie można wynieść z lektury książki, że warto się zatrzymać w  codziennym dążeniu do perfekcji,  spojrzeć z dystansem na swoje otoczenie, pracę, dom, rodzinę i znajomych. A przede wszystkim na siebie. Bo każda z nas gdzieś się w tej książce odnajdzie. Autorka bowiem przedstawia szeroki wachlarz życiowych sytuacji, z którymi na co dzień przychodzi się nam mierzyć- między innymi stosunki sąsiedzkie, wybór partnera, rozmowa kwalifikacyjna, przedświąteczna gorączka i postanowienia noworoczne. Robi to nieco ironicznie, a nawet groteskowo, okraszając to co pisze wspaniałym poczuciem humoru. I to jest kolejna ważna rzecz- umiejętność dostrzegania i niedemonizowania śmieszności. Wszak śmiech to zdrowie, czyż nie?
Właśnie dlatego książkę poleciłabym każdej pani domu, nawet – a może zwłaszcza- tej najbardziej perfekcyjnej.  Może po lekturze i ona poczuje, że „…przyznanie się do własnych porażek nie jest słabością, ale siłą”.

P.S. Książka bardzo dobrze się czyta, według mnie jest idealna jako lektura podczas jazdy komunikacją miejską. Ale uwaga! Podczas czytania należy liczyć się z ochotą na niekontrolowany wybuch śmiechu.


11 komentarzy:

  1. No już jesteśmy dwie "tytułowe" Panie Domu - u mnie wszystko kropka w kropkę takie samo jak u Ciebie. Mąż, syn, kierownik w pracy, nawet moja siostra - wszyscy ze mnie niezadowoleni. Ale mam to gdzieś - ja też chcę coś od życia, a nie tylko im nadskakiwać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasica, masz rację :) Od jakiegoś czasu myślę że najbardziej liczy się moje własne zadowolenie z życia. Trudno jest przyjąć taką właśnie postawę na dłużej, ale warto spróbować:) Powodzenia :)

      Usuń
  2. A może założymy Klub Ch...owych Pań Domu ?
    Ja cały czas słyszę, że się do niczego nie nadaję i to strasznie boli, bo bardzo się staram, a jestem już mężatką 17 lat. Przed ślubem takich rzeczy nikt mi nie mówił, zaczęło się po urodzniu drugiego dziecka od teściowej i tak już zostało

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dopisać, że mam na imię Marta i mieszkamy w Irlandii, ale jesteśmy Polakami.

      Usuń
    2. Marto, czasem myślę że może trzeba zacząć starać się trochę mniej. Dobry jest też sposób Lulu, ale na moich on nie działa...

      Usuń
    3. Ten sposób lulu na moją rodzinę nie działą. Ja już chyba wszytskiego próbowałam

      Usuń
  3. Postaram się przeczytać, bo recenzja mnie zachęciła. Krynia pisz, masz świetną rękę.
    Dziewczyny, ja znalazłam sposób na to aby zyskać miano udanej ;) pani domu. Proste, w przypadku jakiejś uwagi, zgadzam się z nią i szybciutko przekazuję robotę osobie krytykującej ze słowami; masz rację, będzie lepiej/lepsze jak zrobisz sam/sama. Zobaczycie jak szybko ten sposób leczy. :)))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Dzięki, Justynko:) Cieszę się że zaglądasz :)

      Usuń